… Kiedy dziecko przychodzi na świat, chwyta pierwszy łyk powietrza i płacze… wokół niego wielka radość z nowego życia… Adaś „rodził się” dwa razy, a w grudniu skończył 6 lat… Dziś łzy leją się po policzkach wielu osób, które go znały, a on?… Na pewno siedzi ze swoim urzekającym uśmiechem na twarzy, patrzy na nas z góry i gdyby mógł uściskałby każdego z nas, żeby pocieszyć… bo taki był nasz Aniołek.
Do Domu dla Dzieci Chorych trafił, gdy miał dwa i pół roku. Po ciężkim wypadku i utracie przytomności wywalczył sobie szansę na nowe życie. U nas uczył się wszystkiego od nowa i robił błyskawiczne postępy. Praca z wychowawcami i rehabilitantami była dla niego przyjemnością, pomimo, że nie zawsze wszystko wychodziło tak jak trzeba. Żył tak, jakby każdym dniem dziękował za to, że jest. Był bardzo pogodnym chłopcem i zaskarbiał sobie sympatię wszystkich, których napotykał na swojej drodze. Wśród naszych fundacyjnych dzieci odnalazł prawdziwych przyjaciół. Uwielbiał psocić z Marcinkiem, bawić się z naszymi wolontariuszami, chodzić do swojego przedszkola przy Fundacji JiM. Nawet częste wizyty u lekarzy nie były dla niego problemem. Bardzo cierpliwie znosił oczekiwanie w długich kolejach pod gabinetem… nie lubił tylko gdy pani Doktor używała dziwnych przyrządów, żeby zajrzeć do ucha – potrzebował wtedy bliskości swoich fundacyjnych cioć. Nawet, gdy płakał – utulony i pocieszony szybko odzyskiwał dobry nastrój. Był bardzo ufny –odpowiadał uśmiechem na każdy uśmiech, przez co błyskawicznie zaskarbiał sobie sympatię obcych osób. Trochę nas to martwiło… baliśmy się, że ktoś kiedyś może wykorzystać jego otwartość… Martwiliśmy się też, bo często chorował… Tym razem infekcję przechodził dość burzliwie – wysoka gorączka, duże osłabienie, apatia. Jednak kiedy trafił do szpitala nikt z nas nie spodziewał się, że już nie wróci… Zgasło światełko w pięknych błękitnych oczach… Żegnaj Aniołku.